Zawsze chciałam, żeby dało się mnie jakoś ciekawie scharakteryzować. Bo weźmy sobie jako przykład coś takiego: "o, to ta blondynka co tak dobrze tańczy!". Brzmi znacznie fajniej niż "o, to ta blondynka z mojej szkoły". No, tak akurat o mnie raczej nikt mówić raczej nie będzie. Zgadza się tylko tyle, że blondynka (ciemna...), ale żebym dobrze tańczyła... Oj, dyskutowałabym na temat takiej opinii :P No ale to tylko przykładowo. Po prostu już kawał czasu chciałam być rozpoznawana po jakiejś dobrej zalecie, talencie, ciekawym charakterze czymś jeszcze innym, z czym mogliby mnie ludzie kojarzyć. To chyba takie małe pragnienie każdego człowieka, żeby być nosicielem oryginalnej osobowości i nie ma w tym nic dziwnego. Tylko gorzej, kiedy ciężko to pragnienie spełnić.
Zaczynałam sobie naukę w podstawówce i wtedy uwielbiałam rysować, do tej pory mam jeszcze dyplomy za wygrane wówczas konkursy, ale przegapiłam moment, w którym ta pasja wygasła. Chodziłam nawet na kółko plastyczne w miejskim domu kultury, ale powodu, dla którego z niego zrezygnowałam, również nie pamiętam. To mogło być z 7-8 lat temu. Do tej pory mam w głowie obraz jak jako czterolatka miałam różową łopatkę i koleżanka z piaskownicy zawsze mi ją zabierała i nie chciała oddać, ale akurat tej rzeczy, która czasowo wydarzyła się w bliższej przeszłości, no nie przypomnę sobie za nic! No ale z malowaniem w pewnym momencie zerwałam, a potem już, ilekroć próbowałam się w tej dziedzinie wykazać, nigdy nie wychodziło. No cóż, trudno. Byłam wtedy jeszcze dosyć mała i nieszczególnie zdawałam sobie sprawę, że pasja może mi być do czegokolwiek potrzebna, wtedy atrakcję zapewniała mi zabawa w chowanego (btw, do tej pory to uwielbiam! :D), skakanie po kałużach, gotowanie zupek z piasku i błota... Rozumiecie ;) Dzieciństwo rządzi się swoimi prawami i wtedy raczej nikomu nie przechodzi przez myśl, że trzeba się martwić jakimś szukaniem siebie i wyrażaniem swojej osobowości. Wtedy bym nawet chyba na to nie wpadła. Największy dramat to była brzydka pogoda, gdy pod blok nie można było wyjść. I dopiero chyba w I klasie gimnazjum zachciało mi się spróbować nowych rzeczy i znaleźć jakieś zainteresowania. Zaczęło się od tańca nowoczesnego (to wtedy odkryłam jakim jestem w tym beztalenciem). Jejciu, jejciu, nie, to zdecydowanie nie to! Moje ruchy w tańcu są zbyt sztywne i nie potrafię wyeliminować tej wady, a grupa w której się uczyłam - ujmijmy to w taki sposób - nie stwarzała zbyt dobrych warunków do nauki od podstaw, z przyczyn różnych, ale nie wnikajmy.
Teraz trochę zrezygnuję z chronologii, bo nie jestem w stanie poukładać po kolei wszystkich tych rzeczy, w których próbowałam się spełniać, ale wiem na pewno, że gdzieś zaraz po tańcu pojawiło się pragnienie spróbowania sił w aktorstwie. Dom kultury umożliwiał zajęcia na kółku teatralnym, ale stety-niestety w piątki, kiedy już miałam spotkania Oazowe, z których nie byłabym w stanie zrezygnować. Potem zdarzyła się kilkukrotna okazja do recytacji lub czytania tekstów na paru występach - skorzystałam i to były bardzo miłe przeżycia (zdecydowanie najlepiej wspominam rolę w Misterium Męki Pańskiej, mega doświadczenie!) i lubię to do tej pory, ale z perspektywy czasu, chyba się odrobinę cieszę, że nie wyszło z tego nic poważnego. Nie czuję do tego szczególnego polotu. Cudownie jest patrzeć, gdy inni z taką ogromną pasją angażują się w teatr, ale to zdecydowanie nie jest moje powołanie. Z jaką dziedziną jeszcze się zmagałam? Szachy! Ambicje opadły mi niesamowicie szybko po trzech zajęciach na kółku, na którym musiałam zostawać bezpośrednio po lekcjach, w jedyny dzień, kiedy mogłabym wcześniej wyjść do domu, zwykle już nieźle zmęczona i głodna. Umiem grać od kilku dobrych lat, ale amatorsko. Turniej szachowy, na którym bez problemu ograli mnie czwartoklasiści z podstawówki i przegrałam 3 na 4 partie utwierdził mnie w przekonaniu, że nie jest to gra wcale taka prosta jak mi się wydawało. Tutaj moja kariera szachisty dobiegła końca. Być może zostałaby kontynuowana, ale nie chodzi o lenistwo, tylko zbyt dużo zajęć na obecną chwilę, gdzie dołożenie sobie jeszcze czegoś stałoby się dużym obciążeniem, ale też ponowne wrażenie, że to coś nie dla mnie, nieodczuwanie powołania w tym kierunku.
Próbowałam odnaleźć pasję także w rękodziełach. Zmotywowana nagłą dawką weny i inspiracji wyciągnęłam z kawałki filcowego materiału różnych kolorach i postanowiłam, że uszyję sobie sowę. Ma na imię Marcin i od czasu do czasu ze mną śpi ;) Jest krzywy, ma za mało waty w środku, miejscami się rozpruł, a ja czułam się jak psychopata, gdy musiałam mu wbić igłę w oczy, żeby je przyszyć, ale dało mi to bardzo dużo frajdy i radości, mimo że nie wyszedł mi wcale zbyt dobrze. Okres czasu, w którym powstał Marcin był ogółem momentem, kiedy na nowo wróciłam do rysowania i powoli zaczęło mi to nawet wychodzić. Może nie na mistrzowską skalę, ale na tyle bym odczuwała radość i przyjemność z tego, że mogę coś stworzyć. Jednak wciąż brakowało mi takiego poczucia, że TO JEST TO. Szukam dalej.
Uczę się grać na gitarze, podobnie jak wielu moich znajomych. Z tym, że dla niektórych z nich muzyka jest jedną z najważniejszych rzeczy w życiu, a ja traktuję to bardziej jak hobby niż pasję. Chcę umieć grać, ale nie jest to mój podstawowy cel do osiągnięcia, przez co nauka idzie mi dosyć powolnie. Niecodziennie znajduję czas na brzdąkanie i mam świadomość, jak bardzo to niekiedy zaniedbuję, chociaż teraz i tak staram się dbać o systematyczność. Właściwie to dzisiaj zaczęłam, bo ferie, a zatem czas wolny, temu sprzyjają :)
Trochę też śpiewam. W scholi, w mojej parafii. Są dni, kiedy naprawdę mój głos mi się podoba, ale także zdarzają się niezbyt udane.
OKEJ, WYSTARCZY!
Gdyby się głębiej zastanowić nad tym, ile rzeczy jeszcze próbowałam to lista chyba okazałaby się dosyć długa. Ale żeby spośród tylu różnych możliwości nadal nie znaleźć sobie pasji?
Od dzieciństwa towarzyszyło mi pisanie i kontynuuję to do dziś, świetna sprawa! Podobnie z fotografią, chociaż jej przez bardzo długi czas nie rozwijałam, dopiero ostatnio narodził się taki plan. Czekam na wiosnę, aby zrealizować swoje fotograficzne wizje, a tymczasem gromadzę w sobie pomysły i rozkminiam jakby je tu najlepiej przedstawić, aby wyrazić to, co sobie zaplanowałam. Zapewne pojawi się tu kiedyś notka na ten temat ^^
Kiedyś zależało mi na tym, by mieć jak najwięcej zainteresowań i gdy trzeba było się przedstawić gdzieś w Internecie wymieniałam multum rzeczy, z których tak naprawdę regularnie zajmowałam się może dwoma z nich. Teraz uważam to za głupie. Nie da się być we wszystkim dobrym!
Metoda eliminacji to genialna sprawa, gdy się próbuje znaleźć najodpowiedniejsze rozwiązanie. Zachęcam Was do próbowania swoich sił w różnorodnych dziedzinach, nawet gdybyście mieli zrezygnować po pierwszej próbie. Po prostu odrzucajcie to co zdecydowanie Was nie interesuje i tym sposobem szukajcie rzeczy, które są dla Was najfajniejsze.
Uhonorowałam fotografię i pisanie pogrubioną czcionką, bo po długotrwałych poszukiwaniach to w nich zaczęłam odnajdować swoją radość i spełnienie. Właśnie tymi metodami chcę przekazywać ludziom emocje i dawać pole działania swojej kreatywności i pragnieniu tworzenia. To jest ekstra!
A Wy, macie swoje zainteresowania? Jak je znaleźliście i ilu rzeczy spróbowaliście zanim odnaleźliście >>to coś<<? Piszcie! ;)
Próbowałam odnaleźć pasję także w rękodziełach. Zmotywowana nagłą dawką weny i inspiracji wyciągnęłam z kawałki filcowego materiału różnych kolorach i postanowiłam, że uszyję sobie sowę. Ma na imię Marcin i od czasu do czasu ze mną śpi ;) Jest krzywy, ma za mało waty w środku, miejscami się rozpruł, a ja czułam się jak psychopata, gdy musiałam mu wbić igłę w oczy, żeby je przyszyć, ale dało mi to bardzo dużo frajdy i radości, mimo że nie wyszedł mi wcale zbyt dobrze. Okres czasu, w którym powstał Marcin był ogółem momentem, kiedy na nowo wróciłam do rysowania i powoli zaczęło mi to nawet wychodzić. Może nie na mistrzowską skalę, ale na tyle bym odczuwała radość i przyjemność z tego, że mogę coś stworzyć. Jednak wciąż brakowało mi takiego poczucia, że TO JEST TO. Szukam dalej.
Uczę się grać na gitarze, podobnie jak wielu moich znajomych. Z tym, że dla niektórych z nich muzyka jest jedną z najważniejszych rzeczy w życiu, a ja traktuję to bardziej jak hobby niż pasję. Chcę umieć grać, ale nie jest to mój podstawowy cel do osiągnięcia, przez co nauka idzie mi dosyć powolnie. Niecodziennie znajduję czas na brzdąkanie i mam świadomość, jak bardzo to niekiedy zaniedbuję, chociaż teraz i tak staram się dbać o systematyczność. Właściwie to dzisiaj zaczęłam, bo ferie, a zatem czas wolny, temu sprzyjają :)
Trochę też śpiewam. W scholi, w mojej parafii. Są dni, kiedy naprawdę mój głos mi się podoba, ale także zdarzają się niezbyt udane.
OKEJ, WYSTARCZY!
Gdyby się głębiej zastanowić nad tym, ile rzeczy jeszcze próbowałam to lista chyba okazałaby się dosyć długa. Ale żeby spośród tylu różnych możliwości nadal nie znaleźć sobie pasji?
Od dzieciństwa towarzyszyło mi pisanie i kontynuuję to do dziś, świetna sprawa! Podobnie z fotografią, chociaż jej przez bardzo długi czas nie rozwijałam, dopiero ostatnio narodził się taki plan. Czekam na wiosnę, aby zrealizować swoje fotograficzne wizje, a tymczasem gromadzę w sobie pomysły i rozkminiam jakby je tu najlepiej przedstawić, aby wyrazić to, co sobie zaplanowałam. Zapewne pojawi się tu kiedyś notka na ten temat ^^
Kiedyś zależało mi na tym, by mieć jak najwięcej zainteresowań i gdy trzeba było się przedstawić gdzieś w Internecie wymieniałam multum rzeczy, z których tak naprawdę regularnie zajmowałam się może dwoma z nich. Teraz uważam to za głupie. Nie da się być we wszystkim dobrym!
Metoda eliminacji to genialna sprawa, gdy się próbuje znaleźć najodpowiedniejsze rozwiązanie. Zachęcam Was do próbowania swoich sił w różnorodnych dziedzinach, nawet gdybyście mieli zrezygnować po pierwszej próbie. Po prostu odrzucajcie to co zdecydowanie Was nie interesuje i tym sposobem szukajcie rzeczy, które są dla Was najfajniejsze.
Uhonorowałam fotografię i pisanie pogrubioną czcionką, bo po długotrwałych poszukiwaniach to w nich zaczęłam odnajdować swoją radość i spełnienie. Właśnie tymi metodami chcę przekazywać ludziom emocje i dawać pole działania swojej kreatywności i pragnieniu tworzenia. To jest ekstra!
A Wy, macie swoje zainteresowania? Jak je znaleźliście i ilu rzeczy spróbowaliście zanim odnaleźliście >>to coś<<? Piszcie! ;)
Ja nigdy nie umiałam rysować i nadal nie jestem w tym najlepsza :)
OdpowiedzUsuńJuż rękodzieła lepiej mi wychodzą. Sowa jest prześliczna!
http://przyszopceuszatych.blogspot.com/
Zatem życzę Ci, abyś odnalazła siebie w pasji, którą pokochasz całym sercem. :)
OdpowiedzUsuńhttp://and-for-me.blogspot.com/
Ake <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńMoje pasje? Sport, muzyka, pisanie - staram się to realizować, ale szkoła marnuje mnóstwo czasu. No cóż..
Powodzenia z fotografią. Kiedy dasz jakieś zdjęcia? :D
Bliżej wiosny zamierzam zrobić kilka sesji, bo w moim mieście zimą jest średnio ładnie :P
UsuńTo chyba rzecz naturalna poszukiwanie swojej pasji. Sama przechodziąłm przez aktorstwo, spiewanie, fotografię, gotowanie, robótki reczne,m pisanie... wszystko! ;D
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam pisać i chcę się w tej dziedzinie rozwijać. Nawet powieść chciałabym wydać :D Jestem w trakcie pisania jednej, ale raczej dokończę ją dopiero po maturze ;) Teksty piosenek też bym chciała pisać, aczkolwiek ciężko mi jak na razie stworzyć wiersz rymowany.
OdpowiedzUsuńJaka słodka ta sówka ;) I widać, że lubisz pisać, to się czuje podczas czytania ;)
OdpowiedzUsuńTaniec mi nie wyszedł, zostanie geniuszem matematyki też nie, ale za to potrafię po chmurach stwierdzić, jaka będzie pogoda i szukać śladów kiedyś jeżdżących tramwajów :D
Fajna sowka *-* Zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńbibithedog.blogspot.com
Fajna sprawa (mieć) wiedzieć jaką się ma pasje. Sowa odlot :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNo myślałam, ze tylko ja tak bardzo nie mogłam w róznych pasjach odnaleźć cząstki siebie:) Zostało rysowanie, fotografia, pisanie i pewnie jeszcze nie jedno przewinie się przez moje życie;)
OdpowiedzUsuńhttp://0czykota.blogspot.com/